To była mega akcja!
Rozglądając się za wydrą szukałam odcinków jeszcze płynącej
rzeki. Kątem oka zauważyłam kontrastową kulkę, w momencie, kiedy znikała pod
wodą. Pomyślałam sobie: gągoły. Ale ponieważ pogoda była „pod psem” nie miałam
ochoty wysiadać z auta. Ptak jednak najwyraźniej mnie prowokował: nurkował i
wynurzał się tuż przy mojej krawędzi lodu. Dodatkowo okazało się, że jest sam.
Niezbyt często zdarzają się samotne osobniki (a tylko takowe dają możliwość w
miarę łatwego zbliżenia się, bo w grupie zawsze pozostaje jakiś strażnik na
powierzchni wody, który zaalarmuje resztę, że się zbliżasz). Tu mogłam
wykorzystać na podchodzenie te momenty, w których ptak był pod wodą. Postanowiłam
więc wykorzystać okazję...
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
Krótka obserwacja
pozwoliła mi wyliczyć jak długo ptak pozostaje wynurzony i na jak długo
nurkuje. Oceniłam, że zbliżę się do niego w 4 susach. Biegłam przez trzciny co
sił przez kilka sekund po czym padałam na ziemię i przeczekiwałam moment
wynurzenia. Działało znakomicie. W niczym się nie zorientował. Przymierzyłam się
do ostatniego, czwartego skoku. Wiedziałam, że teraz będę już na otwartym.
Przed sobą miałam zamarzniętą część rzeki . To była najtrudniejsza część planu,
bo teraz musiałam już wylądować przygotowana
„do strzału”, na leżąco, na krawędzi lodu i płynącej rzeki, zanim ptak zdąży
się wynurzyć. Przede mną było tylko około 15 metrów do pokonania. Błahostka.
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
Nie wzięłam
jednak pod uwagę pewnej niedogodności. Sadząc ostatniego susa moja noga
wylądowała na wyglądającym niewinnie, bo przykrytym czapą śniegu, stoku lodowym.
Okazało się, że w tym miejscu brzeg schodzi do rzeki polem lodowym o nachyleniu
45 stopni (reperkusje po opadnięciu wody w rzece, zamarzniętej wcześniej na dużo wyższym poziomie). I tak oto w mgnieniu
oka wylądowałam na zadku i rozpoczęłam wesoły
ślizg w kierunku płynącego odcinka rzeki. Znaczne nachylenie stoku w zestawieniu
z masą ciała i poślizgiem ubrania wierzchniego zdecydowanie napędzały całą
akcję. Aparat miękko wiózł się na moim
brzuchu a ja wbijając się pazurami w lód starałam się bezowocnie wyhamować zanim
ślizg wrzuci mnie siłą rozpędu do wody. Oczyma wyobraźni widziałam już zdziwienie
w oczach gągoła kiedy mu się znienacka pojawi tuż obok „niezidentyfikowany
obiekt pływający”.
Szczęśliwie
zdołałam w porę wyhamować a nawet się obrócić na brzuch zanim ptak się
wynurzył. Moja obecność „spłynęła po nim jak po kaczce”. Nawet spazmy
powstrzymywanego śmiechu nie zakłócimy jego popołudniowej toalety. Jedyne czego
mi do szczęścia zabrakło to światła i statywu :) Ale dokument jest a wspomnienia
zacne :)
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
 |
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz