niedziela, 24 stycznia 2016

Niezidentyfikowany obiekt pływający (RELACJE Z WYPRAW)


To była mega akcja!
Rozglądając się za wydrą szukałam odcinków jeszcze płynącej rzeki. Kątem oka zauważyłam kontrastową kulkę, w momencie, kiedy znikała pod wodą. Pomyślałam sobie: gągoły. Ale ponieważ pogoda była „pod psem” nie miałam ochoty wysiadać z auta. Ptak jednak najwyraźniej mnie prowokował: nurkował i wynurzał się tuż przy mojej krawędzi lodu. Dodatkowo okazało się, że jest sam. Niezbyt często zdarzają się samotne osobniki (a tylko takowe dają możliwość w miarę łatwego zbliżenia się, bo w grupie zawsze pozostaje jakiś strażnik na powierzchni wody, który zaalarmuje resztę, że się zbliżasz). Tu mogłam wykorzystać na podchodzenie te momenty, w których ptak był pod wodą. Postanowiłam więc wykorzystać okazję...  

Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska

Krótka obserwacja pozwoliła mi wyliczyć jak długo ptak pozostaje wynurzony i na jak długo nurkuje. Oceniłam, że zbliżę się do niego w 4 susach. Biegłam przez trzciny co sił przez kilka sekund po czym padałam na ziemię i przeczekiwałam moment wynurzenia. Działało znakomicie. W niczym się nie zorientował. Przymierzyłam się do ostatniego, czwartego skoku. Wiedziałam, że teraz będę już na otwartym. Przed sobą miałam zamarzniętą część rzeki . To była najtrudniejsza część planu, bo teraz musiałam  już wylądować przygotowana „do strzału”, na leżąco, na krawędzi lodu i płynącej rzeki, zanim ptak zdąży się wynurzyć. Przede mną było tylko około 15 metrów do pokonania. Błahostka. 

Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska


Nie wzięłam jednak pod uwagę pewnej niedogodności. Sadząc ostatniego susa moja noga wylądowała na wyglądającym niewinnie, bo przykrytym czapą śniegu, stoku lodowym. Okazało się, że w tym miejscu brzeg schodzi do rzeki polem lodowym o nachyleniu 45 stopni (reperkusje po opadnięciu wody w rzece,  zamarzniętej wcześniej  na dużo wyższym poziomie). I tak oto w mgnieniu  oka wylądowałam na zadku i rozpoczęłam wesoły ślizg w kierunku płynącego odcinka rzeki. Znaczne nachylenie stoku w zestawieniu z masą ciała i poślizgiem ubrania wierzchniego zdecydowanie napędzały całą akcję.  Aparat miękko wiózł się na moim brzuchu a ja wbijając się pazurami w lód starałam się bezowocnie wyhamować zanim ślizg wrzuci mnie siłą rozpędu do wody. Oczyma wyobraźni widziałam już zdziwienie w oczach gągoła kiedy mu się znienacka pojawi tuż obok „niezidentyfikowany obiekt pływający”.
Szczęśliwie zdołałam w porę wyhamować a nawet się obrócić na brzuch zanim ptak się wynurzył. Moja obecność „spłynęła po nim jak po kaczce”. Nawet spazmy powstrzymywanego śmiechu nie zakłócimy jego popołudniowej toalety. Jedyne czego mi do szczęścia zabrakło to światła i statywu :) Ale dokument jest a wspomnienia zacne :)

Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska

Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska



Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska
Samiec gągoła; fot. K. Ramotowska



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz